Za środki publiczne powstają nie tylko drogi i szpitale, ale również wirtualne muzea i cyfrowe podręczniki szkolne. Niestety o tej drugiej grupie rozmawia się zdecydowanie rzadziej. Nie cieszymy się tak bardzo z ich sukcesów i nie ewaluujemy takich programów równie uważnie co inwestycji w infrastrukturę fizyczną. Tymczasem w dziedzinie edukacji Polska w ciągu ostatnich 7 lat podjęła się kilku naprawdę unikalnych projektów w dziedzinie cyfrowej edukacji. Sprawdźmy zatem, czy Nasz Elementarz i e-podręczniki Cyfrowej Szkoły, które były jednymi z pierwszych tak dużych projektów rządowych e-podręczników, jeszcze stoją oraz co ich historia może nam powiedzieć o przyszłości m.in. Otwartej Sieci Edukacyjnej.
Nasz Elementarz (klasy 1-3)
Opracowany przez znane autorki podręczników wczesnoszkolnych, z pompą ogłaszany i promowany przez Ministerstwo Edukacji Narodowej „Nasz Elementarz” był nie tylko otwartym i darmowym podręczniki. Projekt zainicjował również zmianę finansowania podręczników szkolnych poprzez wprowadzenie opcji zamówienia fizycznego podręcznika oraz dotacji celowej na zakup podręczników szkolnych przez szkoły.
Na stronach Naszego Elementarza brak informacji o tym, czy został lub zostanie on aktualizowany do nowej podstawy programowej. Z listy MEN podręczników dopuszczonych do użytku szkolnego oraz tego wywiadu z jego autorką Marią Lorek dowiadujemy się za to, że już w ubiegłym roku MEN-owski Elementarz został przez MEN porzucony. Na szczęście zgłoszona i przyjęta została (tak działa magia otwartych licencji Creative Commons, na których został wydany) wersja przygotowana przez te same autorki i Fundację Ekologiczną-Wychowanie i Sztuka „Elementarz”. Fundacja nie tylko zgłosiła i uzyskała dla podręcznika ponowną akredytację, ale również naprawiła wyjątki w materiałach graficznych, na które zwracało uwagę Centrum Cyfrowe, które sprawiały, że podręcznik ten nie był w 100% otwarty. Dziś „Nasz Elementarz” funkcjonuje dzięki fundacji oraz firmie Learnetic, która współtworzy również jego interaktywną wersję na platformie mCourser. Wydawnictwo obiecuje również, że udostępni na licencjach Creative Commons nowe materiały pozyskane od kolejnych partnerów. Z zasobów można korzystać on-line, ale można je pobrać pliki na urządzenie i pracować z nimi off-line za pomocą aplikacji mLibro.
Przypomnijmy, że darmowy elementarz w pierwszym roku jego istnienia wybrało 97% podstawówek.
e-podręczniki Cyfrowej Szkoły (Klasy 1-6 szkoły podstawowej, gimnazjum, szkoły ponadgimnazjalne)
Dwa lata przed Naszym Elementarzem MEN rozpoczęło projekt Cyfrowa Szkoła, który miał być pilotażem modelu cyfryzacji polskich szkół (dostarczenia sprzętu, podłączania szybszego dostępu do sieci, szkoleń oraz darmowych zasobów edukacyjnych). E-podręczniki były tylko jednym z elementów projektu, ale równocześnie jednym, który miał mieć masowy zasięg (większy niż pilotaż w ponad 400 szkołach). Koszt stworzenia e-podręczników, do wszystkich przedmiotów szkolnych i na każdy poziom edukacyjny, wyniósł prawie 50 milionów złotych. Dziś na stronie brak jakichkolwiek informacji o tym, czy podręczniki zostaną dostosowane do nowej podstawy programowej (zapewne nie, podobnie jak Nasz Elementarz), chyba że podejmie się tego jakieś wydawnictwo lub organizacja pozarządowa. W przypadku e-podręczników będzie to jednak trudniejsze, ponieważ MEN nie udostępnił nigdy plików źródłowych, a w podręcznikach znajduje się również sporo wyjątków od licencji Creative Commons Uznanie autorstwa, na której miały być dostępne w całości. Od ewentualnego nowego wydawcy wymagałby to wymiany tych materiałów lub uzyskania dodatkowych licencji.
Co dalej?
Dlaczego sprawy tych podręczników nie można zamknąć wraz z reformą podstawy programowej? Po pierwsze dlatego, że rząd powinien dbać o materiały, które powstały za środki publiczne niezależnie od tego, kiedy powstały i czy są to zasoby cyfrowe, czy infrastruktura. Jestem pewien, że dostosowanie podręczników do nowej podstawy byłoby zdecydowanie tańsze, łatwiejsze i szybsze niż tworzenie nowych. Po drugie oba projekty miały na celu nie tylko opublikowanie darmowych zasobów edukacyjnych, ale również zwiększenie ich dostępności dla dzieci z niepełnosprawnościami oraz ułatwienie nauczycielom i nauczycielkom korzystanie z ich wersji interaktywnych (co doceniła nawet Najwyższa Izba Kontroli w swoim raporciee o programie Cyfrowa Szkoła). Inwestując kolejne środki publiczne w projekt dostarczenia szkołom szerokopasmowej sieci (Ogólnopolska Sieć Edukacyjna) MEN powinien brać pod uwagę również dostępność takich zasobów , które są już gotowe i mniej lub bardziej, ale sprawdzone. Wspomniane OSE, jeśli faktycznie ma wspierać wykorzystywanie cyfrowych zasobów edukacyjnych, aby robić to zgodnie z prawem będzie musiało korzystać z materiałów wydawców, za które rząd zapewne będzie musiał zapłacić (po raz kolejny…).
Porzucanie lub wręcz wyłączanie cyfrowych projektów edukacyjnych, zanim zdążą się sprawdzić boli wyjątkowo, ponieważ za każdym razem oznacza utrudnienie nauczycielkom i nauczycielom ich coraz trudniejszego zadania, edukowania w szybko zmieniającym się świecie. Oczywiście inwestycja w podłączenie szkół do OSE ma większe szanse, by nie zniknąć po kolejnych wyborach, ale jej działanie mogłoby być znacznie lepsze już od samego początku, gdyby wykorzystywało dotychczasowe otwarte zasoby edukacyjne stworzone przez Państwo. Nadal można to zrobić, wystrczy by MEN sam poświęcił trochę pracy na dostosowanie podręczników lub ułatwił to wydawcom i organizacjom edukacyjnym udostępniając pliki źródłowe i tworząc zachętę np. w postaci zaproszenia do współpracy nad tworzeniem OSE.